Forum www.koniczynka.strefa.pl Strona Główna www.koniczynka.strefa.pl
Gospodarstwo Agroturystyczne Koniczynka w Kamienicy Polskiej
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

naturalne metody szkolenia koni
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.koniczynka.strefa.pl Strona Główna -> pleplanie o wszystkim co związane z końmi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
iAsia
Gość






PostWysłany: Wto 17:59, 26 Lut 2008    Temat postu: naturalne metody szkolenia koni

Ponieważ w naszej stajni coraz wiecej osob interesuje sie tego rodzaju szkoleniem koni proponuje wątek na ten temat. Ja osobiscie stosuje je głównie w pracy z młodym koniem , bądz tez "popsutym". Moja praca opiera sie na zdobyciu zaufania przez konia co ułatwia mi strasznie prace z nim. Ucze go reagowania na dotyk w różnych miejscach oraz reakcji na sygnały płynące z mojego ciała. Gdy koń słucha Twego ciała,ufa Tobie bezgranicznie i podąża za Toba nie mając żadnego kantarka to naprawde cieszy. Sama natura Wink
Powrót do góry
xXxMadzia&BellaxXx




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:18, 26 Lut 2008    Temat postu:

Nom fajne są te naturalne metody. Very Happy A szczególnie podoba mi się to, że po takich ćwiczeniach koń bardzo chętnie współpracuje z człowiekiem po prostu tak od siebie Smile bez ogłowia i innych "pomocy" Smile

Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez xXxMadzia&BellaxXx dnia Wto 18:40, 26 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xXxDaWiD&MiLaDyxXx




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rudnik Wielki

PostWysłany: Wto 21:51, 26 Lut 2008    Temat postu:

Mnie szczególnie to zaciekawiło. Smile Już jedną lekcje miałem z Milady :] Oczywiście w tym specjalizuje się Kasia więc pomogła mi, jak i w teorii i praktyce Smile Kasia ćwiczy ze swoim Elviskiem już dłużej więc wie o co chodzi Smile Z Milady też się biorę do roboty, żeby i mi i jej było łatwiej na jazdach. Razz Naprawdę takie szkolenie konia jest super. Mam nadzieję że dużo nauczę Milady Smile I dzięki Kasia że mnie w to wprowadziłaś i że zostałaś w tą niedziele trochę dłużej. Pozdrawiam Smile !!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:24, 26 Lut 2008    Temat postu:

Spoczko! i polecam się na przyszłość Very Happy
Dla mnie też jest ważne aby popracować z różnymi końmi, no bo każdy ma swoją własną "koniobowość" Very Happy i różnie reagują na zabawy. Jeden cwaniakuje i sie upiera, że czegoś tam nie zrobi (np Elvisek) , inny denerwuje sie bo nie wie o co chodzi, ale jak załapie to sie stara i chętnie odpowiada (Balanga) a jeszcze inny stoi i sie dziwi co też te ludziska znowu wymyślają, postawa "wszystko mi jedno, róbcie co chcecie" (Maryśka) Very Happy to jest naprawde fascynujące!!!! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:28, 02 Mar 2008    Temat postu:

Wrzucam poniżej ciekawe artykuły i materiały na temat psychologi koni jak i zarys metod naturalnych (przedewszystkim Parelli Natural Horse-Man-Ship program, bo tym się aktualnie zajmuję) Jak macie coś ciekawego to wrzucajcie (Monty Roberts, Mark Rashid, Nevzorov i inni mile widziani ) Very Happy

PS. tylko dobrze by było dodać linka źródłowego


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Nie 15:55, 02 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:32, 02 Mar 2008    Temat postu:

Czy mówisz po końsku?

Ilekroć słyszę w stajni donośne: „Dalej, nastąp! Co jest, koniu? Nie rozumiesz, jak mówię po polsku?” mam ochotę spytać: „A czy ty rozumiesz po końsku?”
Jazda konna jest formą ciągłego dialogu. Aby być dobrym jeźdźcem nie wystarczy samo wysyłanie sygnałów do konia, trener musi być w stanie także je odczytywać. Jakakolwiek forma komunikacji wymaga nie tylko zrozumienia „słów” ale również umiejętność ich „wypowiadania” i interpretowania odpowiedzi nadchodzących z drugiej strony. Koń przez cały czas próbuje się z nami porozumiewać, dając nam sygnały mówiące jak się czuje, co go niepokoi, czy rozumie o co go prosimy, czy jest zadowolony, zrelaksowany i gotowy przyjąć większe wymagania. Jednym z największych problemów jest to, że zwykle tak bardzo próbujemy mu w naszym własnym języku powiedzieć (czy też często wręcz wykrzyczeć) czego od niego oczekujemy, że nie skupiamy się na tym, co mówi do nas koń. A w bardzo wielu wypadkach koń próbuje nam powiedzieć, że zupełnie nie rozumie czego od niego oczekujemy, że nasze sygnały są niejednolite, niekonsekwentne lub że wysyłamy do niego znoszące się nawzajem polecenia. Protest swój może przekazywać na wiele sposobów, m.in. kuląc uszy, rzucając głową, napierając na wędzidło, wierzgając, uciekając w bok lub w krańcowych przypadkach wspinając się pod jeźdźcem. My natomiast nazbyt często z góry zakładamy, że ilekroć dajemy koniowi jakieś polecenie, to on je rozumie. Jeśli nie odpowiada na nie w sposób jakiego oczekujemy, to całkowicie arogancko uznajemy, że z założenia nam się przeciwstawia. Przy tak niewielu punktach stycznych komunikacji, stopniowo niezrozumienie coraz bardziej krystalizuje się w formie strachu lub zastrzeżeń ze strony konia do wykonywania naszych poleceń.

Na świecie powstało wiele szkół uczących ludzi jak osiągnąć porozumienie z koniem opierając się na wykorzystaniu naturalnych instynktów konia – uciekającego zwierzęcia stadnego. Współczesne wykorzystanie tych technik opiera się na stworzeniu języka lub metody komunikowania z koniem, wyłonieniu subtelnych końskich zachowań i przetworzeniu ich na potrzeby człowieka. Dzięki temu człowiek, który nauczy się języka koni może szybko je sobie podporządkować, porozumiewając się z nimi w sposób im zrozumiały. Pat Parelli, Buck Brannaman, John Lyons wszyscy oni zajmują się tak zwanym „naturalnym jeździectwem” . Każda z tych szkół ma swoje zabiegi marketingowe służące przyciągnięciu jak największej liczby uczniów. Ale nieważne jest, którą z nich wybierzemy. Ważne byśmy starali się rozumieć konie i to że wiele „dziwacznych” lub wręcz „głupich” reakcji końskich jest w rzeczywistości zaprogramowaną przez Naturę odruchową reakcją, dzięki której rasa końska przetrwała tysiąclecia. Stajnie, boksy, schemat żywienia i treningu, siodła, ogłowia, wędzidła, powozy, palcaty, ostrogi, zawody w skokach, wyścigi i wszystko, co współcześnie kręci się wokół koni zostało stworzone dla wygody człowieka i w niewielkim stopniu współgra z naturą konia.
Koń przystosowuje się do tych warunków ponieważ ma niebywałą zdolność adaptacyjną, a najczęściej dlatego, że nie ma innego wyjścia. Ale gdy zbyt wiele narzucamy koniom, ich umysł i ciało cierpią. W stanie naturalnym czy zbliżonym do naturalnego podstawowym końskim chodem jest nieśpieszny stęp. Koń kłusuje i piafuje w momencie, gdy chce się pokazać z jak najlepszej strony. Galopuje tylko podczas zabawy lub ucieczki. Nigdy nie skacze przez przeszkodę, którą może ominąć bokiem. Nie nosi nic na swoim grzbiecie. Niczego nie ciągnie. Je wtedy, kiedy ma na to ochotę i poświęca tej czynności około połowy swojego czasu. Życie stajenne wygląda zupełnie inaczej. Nie ma na świecie drugiego zwierzęcia, które w momencie udomowienia zostało zmuszone do tak drastycznej adaptacji jak koń. Pamiętając o tym, może łatwiej przyjdzie nam zaakceptować pewne problemy, które pojawiają się na styku relacji między koniem a człowiekiem.Często opór na jaki natrafiamy jest przejawem braku zrozumienia zadania lub innego braku komunikacji. Koń nie może uciec przed sytuacją, w jakiej został postawiony, w związku z tym przeciwstawia się walcząc z jeźdźcem. Jeździec musi nauczyć się odróżniać opór konia od niezrozumienia lub niepokoju.
W wielu wypadkach źródłem oporu konia jesteśmy my sami, skupiając się na mechanice jazdy – na wyprostowanym dosiadzie, cofniętych ramionach, na pociąganiu za wodzę, żeby skręcić, przyłożeniu łydki za popręgiem, wbiciu wzroku między uszy konia – przez co kompletnie tracimy umiejętność podtrzymywania dialogu, który jest bardzo kompleksowy i subtelny a przy tym trwa nieprzerwanie. Powinniśmy przynajmniej być w stanie usłyszeć komentarz konia, nawet jeśli nalegamy na inną z jego strony odpowiedź. Dopiero wówczas, gdy koń jest doskonale wyszkolony w naszym języku a my jesteśmy na niego wyczuleni następuje związek oparty na wzajemnym zaufaniu, gdzie człowiek i koń stają się równorzędnymi partnerami.

W szkole PNH jednym z podstawowych ćwiczeń jest tzw. „jazda na pasażera”, w której będąc na ogrodzonej przestrzeni nie dotykamy wodzy i oddajemy koniowi decyzję co do kierunku jazdy, co pozwala nam skupić się na nas samych, na naszym dosiadzie i podążaniu za ruchem konia. Takie ćwiczenie wykonywane w siodle i na oklep w ogromnym stopniu rozwija zmysł równowagi jeźdźca i umiejętność podążania za ruchem konia. Dodatkową korzyścią jest wzrost zaufania do konia i test sprawności emocjonalnej jeźdźca. Dopiero nie mając problemu z utrzymaniem się na grzbiecie we wszystkich chodach możemy próbować oddziaływać na kierunek i tempo w jakim porusza się koń.Ludzie nie uczą się dobrze, gdy nie są w dobrym nastroju lub gdy nie szanują swego nauczyciela. Konie pod tym względem nie różnią się od nas i do trenera należy uznanie, w którym momencie należy pochwalić je za prawidłowo wykonane ćwiczenie.
Zrelaksowany, uważny koń, któremu daje się w odpowiednim momencie czytelne pomoce, prawie zawsze będzie starał się w prawidłowy sposób na nie odpowiedzieć. Złe przygotowanie fizyczne, bodźce rozpraszające, złe wyczucie czasu jeźdźca, napięcie powodują „błędy” konia – a po czyjej stronie leży wina? Nie chcę powiedzieć, że nieposłuszeństwo koni się nie zdarza i że nie należy nalegać w sposób zdecydowany na wykonanie ćwiczenia. Konie nie są świętymi, starającymi się zadowolić nas za wszelką cenę z powodu lojalności i miłości do nas. Ale odpowiadają na dobre traktowanie i zdecydowanie łatwiej będzie zbudować relacje w oparciu o wzajemne poszanowanie niż o strach. Jeśli mamy kłopot z uzyskaniem od konia prawidłowej reakcji na naszą prośbę spróbujmy założyć z góry, że wina leży po naszej stronie i zastanówmy się, jak jeszcze możemy koniowi w inny, bardziej zrozumiały sposób przekazać polecenie. Bez popadania we frustracje spokojnie powtórzmy zastosowane pomoce. Jeśli to nie działa być może należałoby się zastanowić, czy koń jest przygotowany do wykonania danego ćwiczenia. I to nie tylko fizycznie, ale także psychicznie i emocjonalnie. Na jego przygotowanie psychiczne składa się umiejętność koncentracji na poleceniach jeźdźca i szacunek polegający na nie kwestionowaniu poleceń. Przygotowanie emocjonalne to m.in. spokój konia i jego pełna radości i zaangażowania zgoda na dane ćwiczenie. Świadomość, że dane ćwiczenie jest w ramach jego fizycznych możliwości.

W jeździectwie naturalnym do większości manewrów przygotowuje się konie poprzez zabawy z ziemi. Tam mamy więcej środków i możliwości na skorygowanie ich ewentualnych błędów lub oznak braku szacunku. Elementy szkolenia z ziemi, które na pierwszy rzut oka zdają się mieć niewiele wspólnego z jazdą konną rozwijają czucie i wyczucie czasu, które potem – zarówno u jeźdźca, jak i u konia – przekładają się na jazdę bez problemów. Porozumienie idealne – bez używania mechanicznych pomocy – staje się rzeczywistością. Nagle przestajemy być dla konia brzydkim, dwunożnym agresywnym stworzeniem o spłaszczonych uszach i zaczynamy być kimś, kto mówi tym samym językiem. Nawet jeśli mówimy z silnym obcym akcentem, to nareszcie stajemy się zrozumiali.Kiedy już ustalimy zasady porozumienia na ziemi, możemy bez trudu je przenieść na grzbiet konia.
Ale podstawą tego działania jest precyzyjny, jasny język ciała oparty na równowadze i niezależnym dosiadzie. Jeśli dążymy do autentycznej jedności z koniem musimy być świadomi, że każdy ruch naszego ciała, każde napięcie mięśni, jest źródłem informacji dla konia, zarówno na ziemi jak i w siodle. Chcąc porozumiewać się z koniem, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że każdy nasz ruch staje się słowem, zdaniem, informacją. Nawet energia, jaką wokół siebie wywarza człowiek, przekłada się na informację przekazywaną koniowi.
Nic nie jest bez znaczenia. Aby efektywnie komunikować się z koniem musimy ograniczyć nasze ruchy do tych najpotrzebniejszych .Koń, by odnieść sukces musi czerpać radość z tego, co robi. Dopiero wtedy da z siebie wszystko. Koń, który nie cieszy się tym co robi, może dobrze wykonywać swoje zadanie, ale będzie je robił, ponieważ tego od niego wymaga jeździec, a on został nauczony posłuszeństwa. W jego działaniu będzie brakowało entuzjazmu, a dopiero entuzjazm otwiera pełny potencjał jego możliwości.

Konie uwielbiają być chwalone i to niekoniecznie poprzez otrzymywanie cukierka. Pogłaskanie po karku lub przyjazny ton głosu będzie również dla nich wskazówką. Jednak najbardziej pożądaną nagrodą utrwalającą zachowanie jest zaprzestanie wykonywania bodźca, chwila relaksu, odpoczynek. Może to być odpuszczenie napięcia na wodzach jak tylko koń zwolni, spokojna noga, gdy tylko koń odpowie na działanie łydki.Dobry jeździec jest dobrym trenerem wówczas, kiedy ma cierpliwość i pozwala koniowi próbować poszukiwać odpowiedzi a potem mu pokazuje, która była „prawidłowa”. Proces nauczania nastąpi tylko wówczas, gdy pożądana odpowiedź zostanie natychmiast nagrodzona. Aby to zachowanie utrwalić nagroda musi przychodzić za każdym razem, kiedy koń daje tę samą odpowiedź. Nauczenie się przez jeźdźca wyczucia czasu jest głównym motorem postępów w szkoleniu koni.

Stawianie przed koniem nowych zadań w odpowiednim momencie życia konia umożliwia mu prawidłowe wykonanie zadania i zadowolenie z życia.Jeździec musi zachować spokój i przez lata budować zaufanie konia. Obserwując niektórych jeźdźców i ich konie możemy zauważyć, że niektórzy stale mają podobne typy koni. Jedni mają konie nerwowe, podczas, gdy inni zawsze spokojne. Jest oczywiste, że to jeźdźcy „produkują” takie właśnie konie (Linda Parelli napisała na ten temat świetny artykuł „Mój koń jest moim odbiciem” dostępny na [link widoczny dla zalogowanych]). Jeśli jeździec zachowuje podczas jazdy spokój, to wcześniej czy później znajdzie to odzwierciedlenie w zachowaniu konia. Zaufanie i pewność siebie młodego konia budujemy stopniowo, nie stawiając przed nim zbyt wielkich wymagań, które mogłyby zburzyć delikatną skorupę jego pewności siebie.Koń, który boi się popełnić najmniejszy błąd, zwłaszcza kiedy nie jest pewien czego się od niego oczekuje, nigdy nie będzie zachowywał się naturalnie i ekspresyjnie. Konie rodzą się z naturalną ciekawością świata i tę ciekawość musimy za wszelką cenę w nich pielęgnować. Osiągamy to nie karząc konia za próby poszukiwania odpowiedzi na zadane przez nas prośby lub pytania, tylko cierpliwie prosząc go o podjęcie kolejnej próby. Jak tylko uda mu się pójść w odpowiednim kierunku szczodrze go nagradzamy i chwalimy. Dzięki temu następnym razem będzie się bardziej starał. Koń, który jest często wychwalany za próby poszukiwania prawidłowej odpowiedzi, staje się wyczulony na najlżejszy ruch jeźdźca. Stara się wyczuć co jeździec próbuje mu przekazać, czy jego poszukiwanie odpowiedzi poszło w dobrym czy w złym kierunku. Koń który działa na zasadzie przymusu i podporządkowania za pomocą siły będzie posłuszny, ale nigdy nie stworzy prawdziwie partnerskiego układu koń-jeździec. Koń podporządkowany woli jeźdźca będzie starał się wykonać minimum programowe a w sytuacjach nowych może reagować strachem, ucieczką lub stawianiem oporu. Jeśli w rezultacie takiego zachowania spotka się z karą, w przyszłości skupi się raczej na tym jak uniknąć kary a nie na próbie komunikacji z jeźdźcem.
Dopiero gdy na drodze koń-jeździec wysyłane są wyraźne i czytelne sygnały, to można mówić o efektywnej komunikacji. Konie doskonale sobie radzą w komunikacji między sobą. Są dużo bardziej czułe od ludzi na sygnały i jeśli da się im możliwość zastanowienia się nad tym, co robią, rezultaty będą dużo lepsze. Już Xenofon mówił: „Koń najlepiej się uczy, jeśli otrzyma chwilę odpoczynku po wykonaniu zadania w zadowalający jeźdźca sposób. To, co koń robi pod wpływem przymusu... robi to bez zrozumienia; i nie ma w tym piękna, tak jak nie będzie piękny widok tancerza zmuszanego do tańca batem i ostrogami.


Prawie każdy z nas, kiedy pierwszy raz zbliżał się do koni dowiedział się, że powinien patrzeć na uszy konia. Kiedy koń kuli uszy, to znaczy, że jest zły i może ugryźć. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że koń ma potężny zad i chętnie kopie. Ale mowa końska, to o wiele więcej. Konie potrafią wydawać dźwięki – od subtelnych rżeń po donośne kwiki, chociaż głównym narzędziem komunikacji w stadzie jest mowa ciała.

Konie nie są w stanie wyrazić pyskiem tak wielu uczuć jak ludzkie twarze, ale ruch i napięcie zwłaszcza w okolicach warg i nosa mogą przekazać wiele wiadomości. Jak zawsze, napięcie oznacza stres – strach, złość, zaniepokojenie. Nos o rozdętych chrapach będący w stanie przepuścić maksymalną ilość powietrza będzie wskazywał na najwyższe emocje. Rozluźniony, spokojny lub też zmęczony koń będzie miał opadającą wargę i rozluźnione mięśnie nosa. Czasem rozluźniony nos będzie oznaczał zaciekawienie a machająca na boki warga będzie zaproszeniem do przybliżenia się lub do wzajemnego drapania bądź też będzie wstępem do szperania po naszych kieszeniach.Doskonałym barometrem końskiego nastroju są uszy konia. W połączeniu z wyrazem pyska i ustawieniem ciała, uszy mogą przekazywać przyjemność, ból, strach, poddanie, niechęć lub agresję.

Kolejnym wspaniałym sygnalizatorem emocji jest ogon. Wysoko uniesiony oznacza podniecenie. Najwyżej faluje ogon ogiera w zalotach lub stojącego na wprost potencjalnego rywala czy szykującego się do ucieczki. Nisko opuszczony ogon mówi nam, że koń jest zrelaksowany lub senny albo że odczuwa jakąś niewygodę. Wciśnięty między nogi mówi, że koń się boi podporządkowania lub ataku ewentualnie szykuje się do obrony. Machanie ogonem z boku na bok też ma swoje znaczenie – zwykle oznacza, że coś konia niepokoi lub sprawia mu nieprzyjemność. W teście ujeżdżenia może obniżyć ocenę za wykonane ćwiczenie będąc oznaką buntu i oporu u konia.

W sytuacji zagrożenia lub gdy są przyparte do muru konie sygnalizują swoją agresję jak typowy sprinter. Głowa do góry, uszy postawione, szyja zaokrąglona, zad zebrany – wyglądają wtedy jak sprinterzy w blokach startowych tuż przed wystrzałem. W sytuacji przeciwnej, gdy sygnalizują poddanie się woli drugiego konia symulują pozycję, w której są najbardziej zagrożone. Psy kładą się na plecy i pokazują bezbronny brzuch. Najwięcej zagrożeń czyha na konie podczas gdy podchodzą się napić do wodopoju. To tam czekają na nie lwy. Koń gdy spotyka dominującego członka stada symuluje jedzenie i picie. Obniża głowę i liże wargi potwierdzając w ten sposób, że jest gotów uznać zwierzchnictwo drugiego członka stada. Może to być bardzo delikatny, niemal niezauważalny gest lub też głęboki ukłon, kiedy koń jest pełen chęci poddania się dominacji drugiego. Jest to świetnie udokumentowane na pokazach Monty Robertsa. Gdy Monty Roberts odsyła konia na okrąg, ten początkowo nie zwraca na niego uwagi, po jakimś czasie jednak zaczyna sygnalizować chęć poddania się woli człowieka – kieruje na niego ucho, delikatnie obniża głowę i zaczyna przeżuwać. Kiedy Monty Roberts nadal nie pozwala koniowi na odpoczynek, ten po pewnym czasie wykonuje ukłon tak głęboki, że niemal ciągnie nosem po ziemi. W tym momencie człowiek odwraca się i odchodzi, a koń podąża za nim całkowicie akceptując jego przywództwo.

Konie mają swój język. Jest to język ciała, który daje nieograniczone możliwości wypowiedzi. Jeżeli my – ludzie - nie nauczymy się, co do nas mówią te zwierzęta, nie zrozumiemy ich. Szkoły naturalnego jeździectwa takie jak PNH (Parelli Natural Horsemanship) koncentrują się na nauczeniu ludzi jak rozumieć konie a także na wypracowaniu przez ludzi takiej mowy ciała, która będzie zrozumiała dla wszystkich koni – bez względu na ich wielkość, rasę i pochodzenie, czy jest to mały kucyk szetlandzki czy perszeron. Wbrew pozorom te szkoły nie są „naturalne” dla ludzi, tylko opierają się na zachowaniach, które są naturalne dla koni. Nie powinniśmy spodziewać się, że koń nauczy się naszego języka, choć czasami odnoszę wrażenie, że niektórzy jeźdźcy tego właśnie oczekują od swoich zwierząt. Za to my jesteśmy w stanie nauczyć się języka, jakim porozumiewają się konie i na nim oprzeć podstawę porozumienia.

Koń jest zarówno zwierzęciem stadnym, jak i rodzinnym. Buduje hierarchiczną strukturę społeczną, a jednocześnie formuje w stadzie indywidualne przyjaźnie. Kluczem do porozumienia z koniem jest stworzenie układu, który opiera się zarówno na niezbędnej dominacji, jak i zaufaniu. Ideałem byłoby gdyby jeździec był w stanie stać się przywódcą, któremu koń w pełni ufa. Przyjrzyjmy się jak konie między sobą, w stadzie ustalają hierarchię.

Wśród dzikich koni przywódcą stada jest zwykle starsza klacz. Ogier jest właścicielem stada, ale to klacz je prowadzi. Utrzymuje swoją rolę poprzez zachowanie dominujące i stanowcze, podczas gdy w rzeczywistości fizycznie jest słabsza od większości członków stada. Jeśli przyjrzymy się koniom w stadzie, to zauważymy, że wciąż ustalają swoją pozycję w stadzie poprzez przestawianie innych koni z miejsca na miejsce. Pat Parelli wydzielił w ich zachowaniu cztery fazy stanowczości– najpierw koń kuli uszy, potem szczerzy zęby, ustawia się tyłem i unosi nogę a następnie uderza (zębami lub kopytem). Czasem te fazy są powolne i bardzo wyraźne, a czasami następują bardzo szybko po sobie. Im wyżej w hierarchii stada stoi koń, tym mniej siły musi używać (teoria „biernego przywództwa” Marka Rashida). Jeśli mamy konia o wysokiej pozycji w hierarchii stada, to wystarczy, by tylko popatrzył w kierunku drugiego, aby ten drugi ustąpił mu miejsca. Jeśli nauczymy się przekładać te znaki na mowę ciała człowieka, to jesteśmy w stanie podporządkować sobie konia tak, by z pełnym zaufaniem za nami podążał, tak jak za dominującą w stadzie klaczą. Będziemy mogli nim kierować nie posuwając się do użycia siły. Zdobędziemy pełne zaufanie konia, który posłusznie będzie reagował na niewyobrażalnie delikatne pomoce.

Człowiek wprawdzie nie ma ruchomych uszu i kopyt, którymi może kopnąć ale również może przekazywać polecenia za pomocą mowy ciała i narzędzi, którymi się posługuje. Większość koni miała niebyt dobre doświadczenie w kontaktach z ludźmi. Mimo to, zaskakujące jest, jak szybko konie zaczynają z nami rozmawiać, kiedy zwracamy się do nich w zrozumiałym dla nich języku. Jedyna trudność to nauczenie się przez człowieka używania mowy ciała w świadomy i precyzyjny sposób.

Jak spowodować by koń nas zrozumiał? W jaki sposób się z nim komunikować? Poprzez bicie i karanie konia spowodujemy, że będzie nam (do pewnego stopnia) posłuszny, ale nie będzie nam ufał. Z drugiej strony każdy trener ma w zanadrzu historie o zepsutych, rozpieszczonych koniach, które w zamian odpłacają swoim właścicielom przyduszając ich w boksie do ściany lub atakując kopytami. Ale większość źle traktowanych koni – w odróżnieniu od psów – nie warczy na swoich właścicieli, ale cierpliwie znosi molestowanie, przez co ułatwiają pracę swoim prześladowcom. Program Pata Parellego pozwala znaleźć wyjście z tej pozornie paradoksalnej sytuacji i uczy jak ustanowić dominację nie posługując się karą. Jednocześnie ucząc czterech faz stanowczości pokazuje, jak być delikatnym. Kluczem jest tu wskazówka Pata Parellego – „bądź tak delikatny, jak roczne dziecko, a jednocześnie tak stanowczy, jak zdecydowany i stanowczy potrafi być jeden koń wobec drugiego konia.”

Konie uczą się poprzez naśladownictwo i będą naśladować tego, kto udowodni, że jest tego wart. Precyzyjne, jasne, zdecydowane zachowanie wolne od jakiejkolwiek złości, przesadnych reakcji, to są cechy, które znajdują uznanie i szacunek w oczach koni. To my, ludzie powinniśmy się od nich uczyć, a nie odwrotnie! To może zabrzmieć paradoksalnie, ale dla dobra konia powinniśmy nauczyć się jak go sobie podporządkować. Mając oparcie w kimś, komu może całkowicie zaufać, koń osiąga spokój umysłu, znajduje stabilizację i równowagę psychiczną. W innym wypadku jest w ciągłym konflikcie, ciągle próbuje walczyć z człowiekiem o dominację, co przejawia się co pewien czas nieposłuszeństwem. Na koniu, który stawia opór lub jest niespokojny, niepewny siebie, nie będziemy w stanie używać delikatnych, subtelnych pomocy. By wymóc na nim posłuszeństwo będziemy musieli posuwać się do użycia palcata, ostróg i do silnego kontaktu z pyskiem. Jeśli natomiast udowodnimy koniowi, że jesteśmy godnym zaufania przywódcą przestanie się interesować otoczeniem i skupi się na nas oraz na naszych pomocach.

Porozumienie z koniem powinno się rozpoczynać od nauki prowadzenia konia. Często widząc jeźdźców z końmi na lince nie wiemy kto kogo prowadzi. Jak jeździec może spodziewać się, że koń odpowie na subtelne pomoce w siodle, jeśli wcześniej ciągnie go lub szarpie się z nim na ziemi? Kiedy koń ciągnie na linie człowieka, wykazuje, że go zdominował i że człowiek tak naprawdę znaczy dla niego mniej niż mucha. Nie ma mowy o jakimkolwiek porozumieniu. Użycie łańcucha, kolca, czy innych patentów pozornie załatwia problem, ale w rezultacie uzyskamy obolałego, przestraszonego konia, który nie ma do nas zaufania. Lepsze, szybsze i trwalsze rezultaty uzyskamy ustalając z koniem dominację metodami naturalnymi, takimi jak Siedem Zabaw PNH. Strach jest najbardziej podstawowym i elementarnym doświadczeniem każdego stworzenia. Ale też strach blokuje wszelkie inne czynności życiowe. Bardzo łatwo jest wywołać u konia uczucie strachu, ale nie sposób w takim stanie go czegokolwiek nauczyć, czy rozwijać jego umiejętności. Przebywanie z koniem wymaga od nas pewnego wysiłku ale powinno być zarówno dla nas jak i dla koni źródłem radości pozbawionym frustracji. Zasadą numer jeden powinno być odstawienie na bok własnych ambicji a w zamian wsłuchanie i wczucie się w konia.

W przebywaniu z koniem jednym z najważniejszych czynników jest czas. Czas na słuchanie, czas na prawdziwe zrozumienie natury końskiej i czas na uczenie się od konia. Konie są kompletnymi i pełnymi stworzeniami, jak mawia Parelli to „natura w swej najczystszej postaci”. Ileż arogancji ma w sobie człowiek usiłując czegokolwiek nauczyć konia! Jedyne, co możemy zrobić, to znaleźć sposób na porozumienie z nim a następnie na dzielenie niektórych momentów jego życia.

Artykuł ukazał się w "Koniu Polskim" w roku 2004

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Pon 15:55, 03 Mar 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xXxMadzia&BellaxXx




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:09, 02 Mar 2008    Temat postu:

OoO Matko Razz Kasia jakie wypracowanko. Razz Ale dzięki, że to napisałaś ostatnio w sprawach naturalnej pracy z koniem ciągle się kształce, ale niestety do Ciebie mi jeszcze daleko. Sad Razz Rolling Eyes Ciągle popełniam jakieś błedy na jazdach typu : Bella bo Ci zaraz walne, no kobito nie rozumiesz czy co ..., ale niestety z tą cwaniarą niekiedy inaczej się nie da heheh. Razz

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez xXxMadzia&BellaxXx dnia Nie 19:11, 02 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:02, 02 Mar 2008    Temat postu:

No nie, moja rola ograniczyła się do "kopiuj wklej" Very Happy

I jeszcze coś....miłej lektury Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Nie 20:04, 02 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:03, 02 Mar 2008    Temat postu:

Pracuj nad sobą, a z koniem baw się - cz. 1

Nawiązując do poprzedniego artykułu na temat naturalnego jeździectwa, chciałabym przybliżyć czytelnikom Końskiego Targu szkołę Pata Parellego (Parelli Natural Horse-Man-Ship), w skrócie PNH.Jestem studentką tej szkoły od trzech lat i często spotykam się z zupełnie fałszywym wyobrażeniem o naturalnych metodach wśród osób jeżdżących „klasycznie”. Słyszę: „ach, to ci którzy jeżdżą na kantarach”, „to jakiś western” albo co gorsze, „to rodzaj szkolenia oparty na dominacji, strachu i przemocy”. Wszystkie są niestety całkowicie nieprawdziwe i świadczą wyłącznie o tym, że rozmówca nie ma kompletnie pojęcia, o czym mówi. Tymczasem już sam sposób pisowni nazwy szkoły powinien dać do myślenia. Po angielsku „horsemanship” oznacza po prostu jeździectwo, natomiast poszczególne wyrazy, połączone myślnikami, „horse” (koń), „man” (człowiek), „ship” (statek) przez Pata Parellego tłumaczone są jako wspólna podróż konia i człowieka na jednym statku. Szkoła PNH powstała jako program dla ludzi, aby byli w stanie komunikować się z końmi używając zrozumiałego dla koni języka, z pełnym poszanowaniem końskich zachowań, sposobu myślenia i postrzegania świata.
Czy wiemy, jaki system wartości ma nasz koń? Czy podobny do naszego? Czy śliczny nowy kantar, który mu właśnie kupiliśmy, jest dla niego cenniejszy od starego i powycieranego? Czy nagroda zdobyta przez nas na zawodach ma jakieś znaczenie? Dla nas, ludzi, liczy się uznanie, docenienie przez innych, pieniądze, podczas gdy koński system wartości jest zupełnie inny.
Wiecie jaki?Konie przede wszystkim muszą czuć się bezpieczne. Jest to dla nich, jako zwierząt roślinożernych, podstawa przeżycia. Jeśli koń czuje się zagrożony, nic nie będzie w stanie skupić jego uwagi. Dla koni każdy rodzaj zagrożenia jest traktowany jak zagrożenie życia, a podstawowym rodzajem obrony jest ucieczka. Zwierzęta roślinożerne wykształciły różne sposoby obrony. Podobnie do konia zachowuje się np. osioł, ale jako zwierzę zamieszkujące górzyste tereny ma również drugi sposób na ochronę życia: zamiera bez ruchu. Nieruchomy, szary na tle skały, może pozostać niezauważony dla drapieżnika, na otwartym terenie będzie uciekał tak jak koń. Stąd zresztą wziął się przysłowiowy „ośli upór”, kiedy zwierzę staje jak wryte i nie chce się ruszyć nawet na milimetr.
Koń zawsze wybierze ucieczkę, pod warunkiem, że jest oczywiście gdzie uciekać. Jeśli nie ma, rozpocznie walkę przy użyciu zębów i kopyt. Konie żyjące w stadzie mają zdecydowanie ułatwione życie. Stadu przewodzi bowiem „mama”, zwykle najstarsza, najbardziej doświadczona klacz (często dużo słabsza fizycznie od reszty członków stada), nazywana też klaczą alfa. Jeśli wydarzy się coś, co zaniepokoi stado, konie przede wszystkim patrzą na reakcję tej właśnie klaczy. Jeśli nie zdradza ona oznak zaniepokojenia, konie powracają do uprzednich czynności – jedzenia, zabawy czy odpoczynku. Jeśli natomiast klacz alfa da sygnał do ucieczki, całe stado podąża za nią i żaden z koni nie zastanawia się, czy decyzja była słuszna czy nie. Jeśli mama mówi „idziemy” to wiedzą, że ona wie lepiej, co jest dla nich dobre. Każdy koń instynktownie poszukuje takiego przewodnika, ponieważ dopiero w jego towarzystwie czuje się bezpiecznie.
Jeśli jesteśmy w stanie udowodnić naszemu koniowi, że zasługujemy na miano „klaczy alfa”, wówczas nie będzie on podważał naszych decyzji.Istnieje tylko jeden problem: dla konia jesteśmy drapieżnikiem. Mimo, że konie zostały udomowione dawno temu, ich instynkt nie uległ przeprogramowaniu. Konie przetrwały setki tysięcy lat wyłącznie dzięki słuchaniu matki natury, a zostały przez nią stworzone do rozpoznawania drapieżników, takich jak pumy, niedźwiedzie, dzikie psy, wilki, kojoty czy ludzie. Oczywiście konie, które przebywają z ludźmi od urodzenia, mają do nich zaufanie i są spokojne, ale wystarczy, że zetkną się u ludzi z cechami typowymi dla drapieżników, jak na przykład agresja, by ich instynkt natychmiast uległ przebudzeniu. Kontrola nad negatywnymi emocjami, takimi jak frustracja, wściekłość, strach i złość jest jedną z podstawowych umiejętności, które musimy opanować, jeśli chcemy stać się dla naszego konia partnerem i przywódcą. Jeśli będziemy przyjaźni, cierpliwi, stanowczy, wytrwali i za każdym razem będziemy konsekwentnie powielać ten sam sposób zachowania i spokój w trudnych dla konia sytuacjach, z czasem uzna on, że skoro za każdym razem skutek jest ten sam, to może warto nam zaufać.

Dam może prosty przykład: Florek, którego poznaliście w poprzednim artykule (KT nr 6/2004), jest koniem który ma „duuuuuże oczy”, jak żartobliwie w końskim żargonie określamy zwierzaka, który się wszystkiego boi. Podczas spacerów do lasu jako 3-latek wielokrotnie stawał jak wryty, gdy zobaczył np. karpę, paśnik czy zwykły kawałek czarnej ziemi zrytej przez dziki. Największy jednak strach wzbudzały w nim zwykłe wióry, pozostawione przy drodze przez pracowników leśnych tnących drzewo. Jasna plama na ciemnej ziemi była najgorszym potworem na świecie. Za każdym razem musiałam wykazać ogromną cierpliwość, nie mówiąc już o każdorazowym schodzeniu z konia, żeby mu pokazać, że skoro wióry mnie nie zjadły, to nie zjedzą również i jego. Pojechałam kiedyś do lasu i daleko na drodze przed sobą, około 50 metrów, zobaczyłam coś jaskrawo niebieskiego. Florek, zaniepokojony, podniósł łeb i na miękkich nogach zbliżał się do stracha. Podszedł na odległość jakichś 20 metrów i tu skończyła się jego odwaga. Pogłaskałam go wówczas po szyi, mówiąc „nie bój się, to tylko stara plastikowa miska, której komuś nie chciało się wywieźć na wysypisko”. Dotyk dłoni sprawił, że z konia uleciało całe napięcie, jak powietrze z balonika. Rozluźnił się i dziarsko ruszył stępem naprzód. Był to przełom w naszych wzajemnych relacjach, odkrycie przez konia, że skoro „mama” tyle razy mówiła, że nie ma się czego bać i rzeczywiście nie było, to chyba warto jej zaufać. Od tamtej pory już nie musiałam schodzić, żeby przejechać obok strasznych, jasnych wiórów.

Oprócz bezpieczeństwa konie poszukują również wygody i zawsze będą dążyły do jej uzyskania. Na umiejętnym stosowaniu wygody i niewygody wobec konia opiera się PNH. W prasie jeździeckiej spotkałam się niedawno z tematem karania konia. Czy konia należy karać?. Jedni twierdzili, że zdecydowanie tak, inni, że raczej nie, ale w niektórych sytuacjach tak, itd., generalnie mniej lub bardziej tak.
W PNH mamy trzy sytuacje, kiedy możemy ukarać konia: nigdy, nigdy i nigdy, bowiem kara nie działa w przypadku zwierzęcia uciekającego, jakim jest koń.
To co stosujemy, to niewygoda, w połączeniu z kolejnym założeniem PNH, jakim są cztery fazy stanowczości. Przyjrzyjmy się koniom na wolności: jeśli jeden je, a drugi do niego podchodzi, to pierwszą oznaką niezadowolenia będzie napięcie mięśni i wściekły wzrok (faza 1), jeśli to nie pomoże, obnażone zęby lub uniesiona noga (faza 2), kolejna faza – gwałtowny ruch głową z wyszczerzonymi zębami w kierunku intruza bądź kopnięcie w powietrze (3) i dopiero gdy to nie poskutkuje, zdecydowany atak (faza 4).
W PNH, we wszystkim o co prosimy konia, używamy faz, zaczynając właśnie od wzroku i podniesienia naszej energii ciała. Konie doskonale zauważają różnicę pomiędzy naszą rozluźnioną a spiętą sylwetką. Język koni to właśnie język ciała. Jeśli byśmy stali naprzeciwko konia sztywni, z wbitym w niego wzrokiem i uniesioną głową i cedzili przez zęby: „podejdź do mnie koniku”, to szansa na to że koń podejdzie jest naprawdę niewielka, jeśli natomiast uśmiechniemy się i rozluźnimy, opuszczając głowę i zapraszająco pochylimy się robiąc krok w tył, to nawet jeśli pod nosem wymruczymy „ty taki owaki”, to koń będzie bardziej skłonny przyjść, bo to właśnie będzie mówiło mu nasze ciało.

Miałam kiedyś wręcz podręcznikowy przykład takiego zachowania. Mój mąż lonżował Florka, kiedy ten wyrwał mu lonżę z ręki i uciekł. Dodajmy, że Florek jako trzylatek, był koniem, który najchętniej na wszystko mówił: nie. No więc dał dyla i uciekł w róg ujeżdżalni. Witek zaczął iść wściekły w jego stronę myśląc w duchu „no niech jak cię tylko dopadnę....”, a koń stał patrząc na niego bardzo uważnie w całkowitym bezruchu. Jeździłam wtedy na naszym drugim koniu, Rudym (właściwie to nazywa się Caruso, ale pamiętamy o tym tylko patrząc na tabliczkę w boksie), zatrzymałam się szybko i krzyknęłam „Nie idź do niego, stań, niech on do ciebie przyjdzie!”. Było to w czasie, kiedy bawiłam się z Florkiem w catching game (grę w łapanie) i koń doskonale wiedział, jak ta zabawa wygląda. Witek stanął, ale koń ani myślał do niego przyjść. Stał z wysoko uniesioną głową, uszami skierowanymi uważnie do przodu i patrzył. Stali tak kilkanaście sekund, obaj sztywni jakby kij połknęli, kiedy coś zaświtało mi w głowie i powiedziałam „Wypuść z siebie powietrze, ale tak bardzo ostentacyjnie: unieś do góry ramiona, głośno westchnij i całkowicie oklapnij”. Kiedy tylko Witek tak zrobił, Florek natychmiast opuścił głowę i ruszył w jego stronę. Sztywna wyprostowana sylwetka stanowiła dla niego barierę, mówiła: ani mi się waż ruszyć! Rozluźnienie oznaczało zaproszenie, i co najważniejsze, wygodę.

Wracając do różnicy pomiędzy karą a użyciem faz - jeżeli będziemy konsekwentnie ich używać, nie dając się przy tym ponieść własnym nerwom (co jest szczególnie trudne jeśli dochodzi do użycia fazy czwartej), to koń błyskawicznie zrozumie o co nam chodzi i nawet jeśli natknie się na fazę czwartą nie będzie obwiniał za nią człowieka, bo przecież miał szansę zareagować na fazę 1,2 lub 3. Zwierzak, który zostanie ukarany (karą jest np. bicie batem natychmiast po niewłaściwym zachowaniu), będzie obwiniał człowieka i uzna to za niesprawiedliwe. Bardzo często opór konia wynika wyłącznie z niezrozumienia zadania, jakie przed nim postawimy.
Bardzo ważne jest również sprawiedliwe osądzenie tego co koń zrobił – na małe rzeczy odpowiadajmy delikatnie, duże niech mają duże konsekwencje. To zadaniem człowieka jest nauczyć odróżniać je od siebie. Jeśli na przykład koń zrobi krok w złym kierunku, to zastosowanie szybkiego bloku kijkiem będzie zdecydowanie zbyt silną reakcją na takie zachowanie, jeśli jednak koń zamierza wobec nas zastosować fazę czwartą, to nasza faza czwarta będzie uzasadniona.
Spytacie: jak działają te fazy? Odpowiem: różnie. W zależności od wyszkolenia konia stosujemy je w różny sposób, zwiększając bądź zmniejszając ich natężenie i czas trwania. Zaczynając pracę z koniem używamy jednak zawsze tych samych faz, a każda z nich powinna trwać około 3 sekund. Dajemy tym samym koniowi czas na myślenie i reakcję. Jeśli stoimy przed koniem trzymając końcówkę liny w ręku, tak że jej środek leży na ziemi, a drugi koniec jest przypięty do kantara na końskim pysku i chcemy konia cofnąć, rozpoczynamy od wyprostowania sylwetki i spojrzenia koniowi w oczy, a następnie od ruchu jednym palcem, tak jak byśmy mówili „nie”. Kolejną fazą niech będzie ruch wyłącznie nadgarstkiem, ale taki, by lina nadal leżała na ziemi, później ruszamy przedramieniem na tyle mocno, by lina oderwała się od ziemi, aż w końcu zaczynamy ruszać całym ramieniem. Oczywiście przechodzimy do kolejnej fazy tylko wtedy, jeśli koń nie zareaguje po3 sekundach. Nawet jednak jeśli nie ma reakcji po fazie czwartej, wracamy do fazy pierwszej. Koń szybko zrozumie, że o coś go prosimy i zacznie szukać odpowiedzi. Ważne jest, by natychmiast dać mu wygodę, czyli przestać ruszać liną gdy tylko zacznie myśleć w dobrym kierunku, czyli choćby przeniesie ciężar ciała na zad.
Ruszająca się lina porusza kantar, który koń ma na głowie, sprawiając tym samym niewygodę, pozytywne zachowanie natychmiast zatrzymuje to nieprzyjemne uczucie. Taki sposób uczenia nazywamy wzmocnieniem negatywnym: reakcja niepożądana powoduje wzmocnienie niewygody, reakcja pożądana likwiduje tę niewygodę. Reakcję pożądaną możemy oprócz tego wzmocnić pozytywnie, czyli np. pogłaskać konia lub dać mu długi odpoczynek.

Przechodzimy tym samym do trzeciej podstawy PNH, zarazem najważniejszej, jakim jest 7 zabaw.Są one wzorowane na tym, co robią konie, żeby ustanowić porządek stada lub zdobyć zaufanie i szacunek drugiego konia. Koń, który wygrywa, zdobywa sobie szacunek i wzmacnia swoją pozycję w stadzie. My, bawiąc się z końmi, uczymy się wygrywać te zabawy, choć tak naprawdę dążymy do sytuacji kiedy nie ma przegranego. Gdy obie strony wygrywają, to wtedy możemy mówić o prawdziwym sukcesie. Jeśli mamy konia, który odmawia skoku przez przeszkodę, a my przekonany go do tego i sprawimy, że uzna skakanie za super zabawę, wtedy i my wygramy, i on.
Siedem zabaw będę omawiać w kolejnych artykułach, ale wspomnę już teraz o pierwszej:
zabawie w przyjaźń (friendly game).
Nie jest to nic innego, jak spowodowanie, by koń uznał nas za przyjaciela, oswoił się, przestał bać różnych dziwnych rzeczy i odbierał głaskanie przez nas tak, jak przyjazne pocieranie przez innego konia. Zanim zaczniemy jakiekolwiek ćwiczenie, zaczynamy je od zabawy przyjaźni. Jeśli stajemy przed koniem żeby go cofnąć, najpierw podejdziemy i pogłaszczemy go dłonią lub kijkiem, mówiąc tym samym „nie ma się czego bać, to tylko zabawa”. Poza tym oswajamy konie ze wszystkim, czego się boją lub mogą teoretycznie wystraszyć: piłkami, szeleszczącymi workami, syczącymi dźwiękami, itp. Podsycamy tym samym naturalną ciekawość koni oraz ich trzeci priorytet po bezpieczeństwie i wygodzie: chęć zabawy.
Konie ubóstwiają się bawić. Są też niezwykle ciekawskie. Jeden z prekursorów PNH powiedział: „Nigdy nie niszcz w koniach ich ciekawości, wrażliwości, godności i pewności siebie”.Rzućmy koniom kolorową piłkę na padok i zobaczmy co zrobią: najpierw pewnie uciekną, ale kiedy zorientują się, że piłka przestała się ruszać, zaczną powoli podchodzić, często głośno chrapiąc, aż będą próbowały dotknąć piłki nosem. Ich ciekawość będzie silniejsza niż strach. Nie niszczmy tego. Jeżeli konie pozostaną zainteresowane każdą nową rzeczą, którą im przedstawimy, praca z nimi zamieni się w zabawę zarówno dla nas jak i dla nich.

Na koniec wyjaśnię jeszcze jedną ogólną rzecz. Otóż system PNH podzielony jest na cztery różne pola działania, cztery rodzaje mądrości określane mianem „savvy”. Słowo „savvy” oznacza: zmysł, wiedzę, olej w głowie, świadomość. Jeśli mamy savvy to znaczy, że łapiemy o co chodzi. Ponieważ nie da się go wprost przetłumaczyć, używamy go w oryginale. Te cztery savvy to:
praca na linie,
praca na wolności,
jazda w stylu wolnym,
jazda z finezją
.
Szczegółowo będę omawiać zasady poszczególnych savvy w następnych artykułach, wyjaśnię tylko, że podstawy PNH, czyli 7 zabaw, wygoda-niewygoda i 4 fazy stanowczości stosujemy we wszystkich czterech. Zarówno w pracy z ziemi na linie, jak i podczas jazdy na wędzidle, na zebranym koniu (finezja), stosujemy te same zasady.

Jeździectwo jest jak ciasto, jak mawia Pat Parelii. Żeby było smaczne, trzeba właściwie dobrać odpowiednie składniki, dobrze wymieszać i upiec. Kiedy jest gotowe, możemy udekorować je lukrem lub wisienkami. Nasze ciasto przygotowujemy właśnie podczas pracy z ziemi. Praca z koniem na linie to nic innego jak dobór składników i przygotowanie. Lukier to finezja – jeśli będziemy odpowiednio przygotowani, możemy zacząć tę właśnie finezję – jazdę w zebraniu, precyzyjne elementy ujeżdżeniowe czy trudne technicznie parkury. Jakże jak często oglądamy lukier na zakalcu: konie walczące z jeźdźcem podczas konkursów skoków czy wbite w brzuch ostrogi przy kłusie wyciągniętym na czworoboku, prawda? Często też zastanawiam się, czy ci jeźdźcy kiedykolwiek zadali sobie pytanie, co czuje w tym momencie ich koń. Czy bawi się równie dobrze jak oni?

Tylko jeśli będziemy dla siebie wzajemnie partnerami i nasze idee staną się końskimi ideami, osiągniemy prawdziwe zespolenie i harmonię. Nie będziemy spotykać się z odruchami przeciwstawiania się konia, takimi jak zadzieranie głowy, ciągnięcie, przekładanie języka czy napieranie na nasze pomoce. Prawdziwe jeździectwo to nie fizyczne skłonienie konia do zrobienia czegoś - to sprawienie żeby robił to całym sercem, przygotowany emocjonalnie i psychicznie. Ale o tym następnym razem...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Pon 15:06, 03 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:35, 02 Mar 2008    Temat postu:

Pracuj nad sobą, a z koniem baw się - cz. 2

Program PNH, z punktu widzenia nauki, podzielony jest na poziomy.
Poziom 1 to Partnerstwo (Partnership) – uczymy się tu zasad bezpieczeństwa, siedmiu gier, zaprzyjaźniamy z koniem, tworzymy stado, układ partnerski.
Poziom 2 to Harmonia (Harmony) – zaczynamy prawdziwą zabawę, pracujemy nad odruchami pozytywnymi u koni oraz impulsem.
Poziom 3 - Udoskonalenie (Refinement) – to poziom finezji i precyzji.
Na wszystkich poziomach bawimy się w 7 gier i pracujemy z koniem w czterech dziedzinach savvy. (1 z ziemi na linie, 2 z ziemi na wolności, 3 jazda w stylu wolnym, 4 jazda z finezją...na kontakcie)

Dla mnie osobiście fenomenem PNH jest to, że pewne kłopoty, które mamy z końmi rozwiązują się po prostu same. Przestajemy męczyć się z ćwiczeniem, które nam nie wychodzi, a zaczynamy bawić w coś, co na pierwszy rzut oka nie ma z naszym problemem żadnego związku, po jakimś czasie wracamy do niego, a tu nagle olśnienie – wszystko jest OK.!

Zawsze miałam kłopoty z Rudym podczas cofania. Notorycznie próbował zadzierać głowę, poza tym po kilku krokach zatrzymywał się uznając, że wystarczy. Nie dotykałam tego tematu przez kilka miesięcy, właściwie ćwiczyłam z nim wyłącznie z ziemi. Sporo było zabaw z cofaniem podczas ostatniego kursu, zarówno po liniach prostych jak i po łukach, z większej i z mniejszej odległości i kiedy wsiadłam tydzień temu i poprosiłam Rudego o wsteczny na bardzo delikatnej wodzy, w pierwszej chwili podniósł głowę, ale po czterech-pięciu krokach ją opuścił i bardzo lekko kontynuował wędrówkę do tyłu. W pierwszej chwili po prostu mnie zatkało – do tej pory nawet podczas cofania bez użycia wodzy jego głowa znajdowała się w górze, co oczywiście usztywniało całe ciało i sprawiało, że wykroki były mało elastyczne – a tu nagle koń stał się lekki i przepuszczalny na kawałku sznurka! To tak, jakby poprzez naprawienie kilku elementów układanki, całość stała się idealna.

Wróćmy teraz do siedmiu zabaw. Po friendly game (zabawie w przyjaźń) zabawą numer dwa jest Porcupine Game (zabawa w jeża).
Polega ona na ustępowaniu od nacisku, podążaniu za dotykiem.
Dla konia – roślinożercy – napieranie na dotyk jest instynktowne. Jeśli drapieżnik zatopi zęby w ciele konia, to koń ma szansę na obronę jedynie przyduszając napastnika – jeśli będzie się szarpał i uciekał, z całą pewnością fragment jego ciała pozostanie w zębach drapieżnika. Gdy koń czuje się niepewnie – napiera na każdy ucisk, jaki poczuje: kantar, wędzidło, popręg czy łydkę. Z całą pewnością spotkaliście się z dość nieprzyjemnym zachowaniem, jakim jest przygniatanie przez konia do ściany boksu. Większość młodych koni kładzie się na łydki zamiast od nich ustępować. To właśnie podczas porcupine game uczymy konia, żeby zamiast przeciwstawiać się dotykowi, ustępował od niego.
Rozpoczynamy tę zabawę od dotyku wszystkimi pięcioma palcami, jak kolcami jeża - stąd właśnie wzięła się nazwa tej zabawy - wprowadzając później mnóstwo jej odmian – dotyku całą dłonią, łydką czy carrot stickiem (sztywny bacik). Dążymy do tego, żeby koń ustępował lekko od stałego nacisku i oczywiście używamy przy tym czterech faz stanowczości. Nawet, jeśli nasz koń nie reaguje na subtelne bodźce, zawsze zaczynajmy od delikatnego dotyku, stopniowo wzmacniając go, aż do momentu kiedy koń się poruszy. Bawimy się tak długo, aż siła jaką musimy zadziałać, żeby uzyskać reakcję konia, nie będzie większa niż 125 gramów.
W efekcie będziemy w stanie cofnąć konia, delikatnie pociągając za włos z jego ogona bądź przykładając palec do jego nosa. Ważne jest, by koń nie uciekał od nacisku tylko mu się poddawał, cały czas był psychicznie i emocjonalnie z nami i zatrzymywał się, jak tylko zdejmiemy nacisk bądź pogładzimy miejsce, w którym był dotykany.

Miałam niedawno okazję wsiąść na zupełnie niezajeżdżoną młodą klacz, z którą wcześniej właścicielka bawiła się z ziemi w porcupine game, ucząc ją ustępowania w bok od nacisku dłoni, przyłożonej w miejscu, w którym później znajduje się łydka. Pierwsze wsiadanie odbyło się bez sensacji, natomiast niesamowita była reakcja kobyłki, kiedy przyłożyłam do jej boków obie łydki i delikatnie przycisnęłam. Najpierw zrobiła krok zadem w lewo. Pogłaskałam ją mówiąc „super, ale niezupełnie o to mi chodzi”. Następnie zrobiła krok zadem w prawo, a ponieważ nadal nie była to właściwa odpowiedź, lekko wspięła się jakby pytając „w lewo, nie, w prawo nie, to może do góry?”. Za każdym razem nagradzałam jej próby zrozumienia mojej prośby i za czwartym podejściem było to „a może do przodu?”. No i o to chodziło.
Mark Rashid w jednej ze swoich książek opisywał mustanga, który bardzo chętnie podjął współpracę z człowiekiem, szybko nauczył się ustępować od nacisku i w momencie kiedy po raz pierwszy poczuł na sobie ciężar jeźdźca po prostu się położył, bo uznał, że skoro nacisk przyszedł z góry, to będzie pewnie właściwa reakcja. Nie byłoby może zbyt ciekawie, gdyby wszystkie konie wyciągały takie wnioski z zabawy w jeża, ale prawdą jest, że przygotowanie młodego konia z ziemi na ustępowanie od nacisku, zarówno łydek jak i kantara, znacznie przyspiesza późniejszą pracę z siodła.

Kolejną zabawą jest driving game – zabawa w prowadzenie. Uczymy w niej konia, żeby podążał za naszą myślą, sugestią, skupieniem uwagi, bez użycia dotyku. Zabawa w jeża, jak i zabawa w prowadzenie, w połączeniu z firendly game – grą przyjaźni, stanowią podstawę pracy z końmi oraz bazę kolejnych czterech zabaw.Wszystko co robimy z końmi można sprowadzić do tych właśnie zabaw. Dotyk łydek, wędzidła, dłoni, to nic innego jak porcupine game. Spojrzenie na przeszkodę podczas najazdu to driving game – naszym wzrokiem pokazujemy koniowi kierunek. Dlatego tak ważne jest, by zawsze patrzeć gdzie jedziemy i skupić na tym naszą uwagę. Jedno z powiedzonek Pata Parellego brzmi: „Podczas jazdy patrz przed siebie, nie na konia – zapewniam cię że nie zmieni koloru”.
Podczas driving game uczymy konia ustępowania od naszej sugestii, wzroku, rąk, mowy ciała. Zaczynając pracę z ziemi dążymy do tego, by koń reagował na nas tak, jak na innego członka stada. Jeżeli staniemy przed nim i wychylimy się na bok, skupiając całą uwagę na jego tylnych nogach, mówimy mu tym samym „zabierz stąd swój zadek”. Kolejno wprowadzane fazy stanowczości, rytmiczna presja ręką, liną czy carrot stickiem z całą pewnością spowodują, że koń właściwie odczyta naszą sugestię i ustąpi zadem na bok. Dokładając do tego jednoczesny ruch liną, skręcający koniowi głowę w kierunku obrotu, uzyskamy odangażowanie zadu, które później, używając tego samego ruchu tułowiem i dłonią, zaczniemy ćwiczyć z siodła. Koń, który dobrze odczytuje nasze sugestie z ziemi, nie będzie miał żadnego problemu ze zrozumieniem ich z siodła, w efekcie nauka np. ustępowania od łydki pójdzie nam gładko i bezboleśnie.
Konie bawią się w grę w prowadzenie przez cały czas. Najpierw rzucają nieprzyjazne spojrzenie, kładą uszy po sobie, machają ogonem lub unoszą zadnią nogę mówiąc „jeśli się nie ruszysz, to natkniesz się na moje zęby albo kopyta” .
Driving game przychodzi po zabawie w jeża, ponieważ najpierw koń musi się nauczyć ustępowania od presji fizycznej, nim zacznie ustępować od presji psychicznej. Koń uczy się, że jeśli nie ustąpi od naszej sugestii, natknie się w konsekwencji na nacisk fizyczny – naszą rękę, łydkę czy carrot stick. Konie nie rozumieją kary, ale doskonale rozumieją negatywne konsekwencje. Jeśli sugerujemy koniowi końcówką liny żeby np. przesunął przednie nogi, stopniowo zwiększając intensywność ruchów, aż w końcu dotykamy liną jego łopatki, koń nie odbierze tego jako kary i nie utracimy tym samym jego zaufania.
Jedną z najgorszych rzeczy jakie możemy zrobić, to uderzyć konia bez ostrzeżenia, jak również wycofać się w momencie, kiedy nasze zachowanie sugeruje koniowi, że za chwilę nastąpi presja fizyczna. Koń uzna wówczas, że nie jesteśmy konsekwentni, nie nadajemy się na lidera i stracimy jego szacunek. Nie okłamujmy naszych koni. One nigdy nie kłamią. Brak reakcji drugiego konia na położone po sobie uszy zawsze spotka się z kolejnymi fazami stanowczości.

Omawiając driving game warto dodać, że w PNH koń podzielony jest na strefy, na które oddziałujemy zarówno sugestią jak i dotykiem. Wyjątkiem są strefy delikatne, których dotykamy wyłącznie podczas friendly game (głowa powyżej pyska i okolica odbytu).
Strefa pierwsza to fragment głowy konia – chrapy i pysk oraz wszystko to, co znajduje się przed koniem
Strefa druga to obszar od potylicy do łopatki
Strefa trzecia - przednie nogi i tułów do guzów biodrowych,
Strefa czwarta - zad i zadnie nogi oraz
Strefa piąta – ogon i wszystko to, co znajduje się z tyłu za koniem. Podział jest oczywiście umowny i jego zadaniem jest ułatwienie opisu ćwiczeń – zamiast np. drobiazgowo tłumaczyć naszą pozycję, mówimy „driving game ze strefy trzeciej” i wszyscy wiedzą o co chodzi.

Zabawą numer cztery jest yo-yo game, zabawa jo-jo.
Polega ona na odesłaniu konia w tył po linii prostej, a następnie przywołaniu z powrotem. Zabawę w jo-jo opisałam dość szczegółowo w KT 7/2004, tłumacząc na jej przykładzie cztery fazy stanowczości. Często bawimy się w nią tylko „w połowie”, tzn. cofamy konia bez późniejszego przywołania lub stosujemy ruch liną jako niewygodę.

Zabawą numer pięć jest circling game, zabawa w okrążanie.
Tak jak koń dominujący odpędza innego konia od siebie i gania go w koło, tak my odpędzamy konia na okrąg i prosimy go o pozostanie tam i utrzymanie zadanego tempa i chodu. Cirling game może się wydać podobna do lonżowania, ale jest jedna podstawowa różnica, która jednocześnie jest bardzo ważnym elementem PNH. Otóż w PNH 80% odpowiedzialności za wykonane zadanie spoczywa na koniu. Odsyłamy konia na koło i tak długo jak wykonuje to, o co go poprosimy stoimy rozluźnieni pośrodku, w neutralnej pozycji, nie obracając się, przekładając jedynie linę za plecami w nisko opuszczonych dłoniach. To do obowiązków konia należy pozostanie na kole we właściwym chodzie. Na poziomie pierwszym prosimy konia o nie mniej niż dwa, ale nie więcej niż cztery okrążenia. Taka ilość wystarczy do zyskania szacunku, a nie spowoduje, że koń się znudzi bieganiem w kółko. Początkowo, ćwicząc na krótkiej 3,5-metrowej linie prosimy wyłącznie o stęp lub kłus, galop wprowadzamy dopiero na poziomie drugim na 7 metrowej linie. Stopniowo zwiększamy ilość okrążeń wprowadzając również do tej zabawy różne innowacje, jak zmiany chodu czy zmiany kierunku. Na poziomie trzecim dochodzimy do zmiany kierunku w galopie z lotną zmianą nogi pośrodku koła.

zabawa numer sześć Sideways – chody boczne.
Im lepiej koń będzie chodził w bok i do tyłu, tym lepiej będzie wykonywał wszystkie inne ćwiczenia. Chody boczne pomagają również koniowi zrównoważyć się emocjonalnie i rozwinąć psychiczne możliwości nauki, bowiem konie nie są w stanie być jednocześnie przestraszone i wykonywać ruch boczny. Z początku nie zwracamy uwagi na ustawienie ciała konia oraz płynność ruchów – ważne jest by przemieszczał się w bok, będąc prostopadłym do kierunku ruchu. Najłatwiej jest zaczynać tę zabawę wzdłuż płotu, bo naturalnie ogranicza on ruch konia do przodu. Kiedy koń uelastyczni stawy i mięśnie i wykonuje obszerne kroki do boku, możemy zacząć to ćwiczenie bez ogrodzenia lub przejść do wyższego chodu.

Ostatnią zabawą jest squeeze game, zabawa w przeciskanie.
Jej celem jest przezwyciężenie naturalnej tendencji konia do unikania ciasnych przestrzeni. Podczas tej zabawy prosimy go o przechodzenie np. pomiędzy nami a płotem, zarówno do tyłu jak i do przodu.

Pamiętam, jak podczas pierwszego kursu PNH, powiedziałam sobie „phi, też mi filozofia, cofnąć konia pomiędzy słupkami”. Mieliśmy do zrobienia jo-jo w korytarzu, ograniczonym z dwóch stron wbitymi w ziemię plastikowymi słupkami od elektrycznego pastucha. Nie były one wcale wbite zbyt blisko siebie - odległość wynosiła około dwóch metrów - więc sprawa wydawała się banalna. Rudy bez zająknienia pokonał korytarz do przodu, przechodząc pomiędzy palikami, ale cofnął tylko dwa kroki i odmówił dalszej współpracy. Przejście tyłem okazało się dla niego zbyt wielkim wyzwaniem. Nie powiem, żeby mnie wtedy nie wkurzył, zaczęliśmy jakąś bezładną szarpaninę, ale skończyło się wyłącznie na wspinaniu i ucieczce na bok. Teraz, po trzech latach wspominam to z uśmiechem, bo zapanowanie nad emocjami okazało się najtrudniejszą rzeczą, jaka mnie spotkała w tym czasie. Umiałam wykazać ogromną masę cierpliwości w stosunku do Florka, tłumacząc sobie, że młody itd., niewłaściwe zachowanie Rudego, często dla mnie irracjonalne, błyskawicznie wyprowadzało mnie z równowagi. Przeklinałam go w duchu i nie tylko, mówiąc „co za stary dureń”, zamiast spróbować znaleźć się w jego skórze i zrozumieć dlaczego jest tak a nie inaczej.
Podobnie sprawa miała się z ładowaniem do przyczepy, kolejną zabawą w przeciskanie. Po pierwszym kursie Rudy, którego pakowanie zajmowało wcześniej około 1,5 godziny, zaczął wchodzić całkiem nieźle, pozostał mu jednak emocjonalny problem z wychodzeniem, tzn. próbował się wydostać z przyczepy najszybciej jak to tylko możliwe. Najgorzej było, kiedy nie jechał sam i był wyprowadzany jako drugi. Podczas ostatniego kursu z Bernim mieliśmy na placu dwie przyczepy do zabawy i w końcu miałam możliwość popracowania nad tym problemem. W efekcie, po godzinie różnych ćwiczeń, pozostawał spokojny w przyczepie, kiedy drugi koń z niej wychodził, byłam również w stanie zatrzymać go w dowolnym momencie wychodzenia i poprosić o krok do przodu. Dwa kroki w tył, jeden w przód, jeden w tył, dwa w przód itd. Berni powiedział nam wtedy bardzo mądrą rzecz – większość koni nie boi się wchodzić do przyczepy, boi się z niej wychodzić. Dlatego mamy kłopoty z załadunkiem i bardzo ważne jest by ćwiczyć obie rzeczy na raz. Zabawy z przyczepą sprawiły nam ogromnie dużo radości – bawiłyśmy się na przykład w odsyłanie konia do przyczepy z odległości około 7 metrów czy circling game, w taki sposób, że dwa konie wbiegały do niej kłusem synchronicznie.

To tyle, jeśli chodzi o opis gier, w jakie bawimy się z końmi. W następnym wydaniu Końskiego Targu opowiem troszkę więcej na temat impulsu i wyrabianiu odruchów pozytywnych u konia. Jednocześnie zapraszam na kursy. Spotkanie z Bernim jest niezapomnianym przeżyciem. Za każdym razem uświadamia on nam, że tak naprawdę nie przyjeżdżamy na kurs naprawić konia, przyjeżdżamy naprawić siebie. Największą barierą, jaką mamy do pokonania, jest zrozumienie, że to my sami musimy się zmienić. Zacząć myśleć jak koń, porzucić agresję. Instruktor tylko pomaga nam znaleźć najlepsze rozwiązanie. To od nas zależy, czy nasz koń się zmieni czy nie. Tylko od nas.

Monika Gajzler


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Pon 15:34, 03 Mar 2008, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:50, 02 Mar 2008    Temat postu:

Pracuj nad sobą, a z koniem baw się - cz. 3

Czy wiecie, co oznacza impuls? Najczęściej definiowany jest jako dążność konia do ruchu naprzód w połączeniu z rozluźnieniem grzbietu i zaangażowaniem tylnych kończyn. Słyszymy też o sile pchającej konia do przodu. Z prawdziwym impulsem mamy jednak do czynienia wtedy, kiedy koń chętnie i energicznie rusza się we wszystkich kierunkach – do przodu, do tyłu, w bok i równie chętnie się zatrzymuje. Kiedy jego energia jest pod kontrolą, a sygnał „idź” jest równoważny „stój”. Siła z jaką musimy zadziałać w obydwu przypadkach, jest identyczna i nie większa niż 125 gramów i to bez znaczenia, w jakim chodzie koń się porusza.

To, z czym najczęściej się spotykamy, to impulsywność – koń chętnie idzie do przodu, ale są problemy z przejściami do chodów niższych i zatrzymaniem. Zazwyczaj jest to związane z temperamentem konia i wówczas słyszymy: ten typ tak ma, jego nic nie zmieni. Częściowo jest to prawda, gdyż nie zmienimy osobowości konia. Konie ras gorącokrwistych, takich jak folbluty, araby czy angloaraby są z natury pobudliwe i pełne życia. Jeżeli trafi się nam ospały i flegmatyczny folblut, który na łące snuje się stępem z kąta w kąt lub stoi godzinami w miejscu, będąc przy tym całkowicie zdrowym, to możemy tylko stwierdzić, że trafiliśmy na wyjątek potwierdzający regułę. Jeśli mamy żywego i pełnego energii konia, który potrafi spędzić cały dzień na padoku będąc prawie ustawicznie w ruchu, to nie łudźmy się, że to zmienimy.
To natomiast, co możemy zmienić, to jego umiejętność samokontroli. Jeśli mamy konia, który na przykład w galopie lub podczas skoków z sekundy na sekundę coraz bardziej się „nakręca”, coraz trudniej nam się go prowadzi, staje się coraz mniej przepuszczalny i elastyczny, to problem nie leży w jego mięśniach – leży w jego głowie. To problem psychiki. Jeśli rozwiniemy w koniu wytrzymałość psychiczną i emocjonalną, wówczas jego pobudliwość stanie się ogromną zaletą – to wspaniałe uczucie jeździć na koniu, czując ogromny potencjał siły i energii, a jednocześnie mieć je całkowicie pod kontrolą. Możemy to porównać do jazdy samochodem – sportowe porsche może sprawić nam wiele frajdy, ale niezbyt przyjemna byłaby taka jazda, gdyby po zdjęciu nogi z gazu nie spadały nam obroty silnika lub gdyby nie działały hamulce, a kierownica nie miała wspomagania.
Dość poważnym źródłem problemu bywamy my sami – często bowiem tendencja do impulsywności podsycana jest nieświadomie przez jeźdźców. Staramy się na przykład jeździć powoli, cały czas powstrzymujemy konia, zakładamy coraz ostrzejsze wędzidła. W ten sposób tylko oszukujemy samych siebie, bo nie ma takiego wędzidła lub patentu, które rozwiązałoby ten problem. Są to tylko półśrodki – z czasem koń oswaja się z bólem w pysku, a wówczas my musimy zmienić wędzidło na ostrzejsze. Odpowiedź nie leży w ciągłych zmianach wędzideł czy poszukiwaniu nowych mechanicznych wynalazków, ale w dokonaniu głębokiej i trwałej zmiany w koniu.
Również matkowanie emocjom konia – wyciszanie go, uspokajanie lub wręcz unikanie sytuacji, w których koń staje się nadmiernie pobudzony, nie rozwiązuje na dłuższą metę tego problemu.Respekt stanowi podstawę impulsu – jego brak jest bardzo często powodem impulsywności konia. Jeśli uzyskamy szacunek konia, to mamy już połowę sukcesu. Dlatego też na poziomie pierwszym PNH skupiamy się głównie na respekcie. Praca nad impulsem dochodzi na poziomie drugim – realizujemy wówczas cały związany z tym program, składający się z zestawu ćwiczeń dla różnych rodzajów koni.

Szkoła PNH rozróżnia dwa zasadnicze typy koni – krótkie i długie. Krótki koń to taki, który nigdy nigdzie się nie spieszy, a jeśli nawet się czegoś przestraszy, to nie odbiegnie zbyt daleko. Koń długi jest jego przeciwieństwem.Ćwiczenia programu impulsu, takie jak „schemat koniczyny” (fantastyczne!), „oko byka”, chody boczne, „od punktu do punktu”, „wzdłuż ogrodzenia” czy „zabawa w rogi” pomagają naszemu koniowi zrównoważyć się psychicznie i emocjonalnie. Podczas tych ćwiczeń koń uczy się również w naturalny sposób pozostawać prostym na liniach prostych, wyginać na łukach i nie wpadać łopatką do środka na zakrętach. Jazda po liniach prostych „wydłuża” krótkiego konia, po okręgach „skraca” długiego, w psychicznym, choć nie tylko, tego słowa znaczeniu.

Zabawa „oko byka” w przypadku Rudego, konia długiego i impulsywnego, przyniosła znaczną poprawę. Mimo że na pierwszy rzut oka Rudy wygląda niepozornie – ot, okrągły kasztanek na krótkich nóżkach – jest bardzo szybkim koniem o błyskawicznym starcie, z niewiarygodnie silnym zadem. Używaliśmy go kiedyś do pokazów i nauczony został ruszania z miejsca wściekłym galopem. Problem, jak można się łatwo domyślić, wiązał się z zatrzymywaniem, a ostre wędzidło w pysku jakoś nie zawsze pomagało. Oczywiście po każdym szybkim galopie nie było również mowy o spokojnej jeździe – koń natychmiast się „gotował” i dopiero po dość długim czasie powracał do stanu normalności.Dzięki ćwiczeniom z programu impulsu byłam w stanie zaliczyć jedno z zadań egzaminu kończącego poziom drugi, jakim jest rozpędzenie konia do cwału na minimum 30 sekund i powrót do normalnego galopu, praktycznie bez użycia wodzy – musiały być luźno przewieszone przez nadgarstki.
Podczas nauki PNH olśnieniem był dla mnie fakt, że koń idący nawet bardzo szybkim galopem może pozostawać psychicznie i emocjonalnie z jeźdźcem, a poziom jego adrenaliny nie musi wzrastać.

Podobnie sprawa się miała z tzw. ciągnięciem do stajni. Znacie na pewno to uczucie, kiedy podczas wyjazdu w teren koń zachowuje się względnie poprawnie, o ile oddalamy się od stajni. Kiedy tylko zaczniemy zawracać, staje się podenerwowany i przyspiesza. Zachowanie takie bierze się z niepokoju i chęci powrotu do bezpiecznego miejsca. Jeśli zaczynamy dodatkowo powstrzymywać konia, sytuacja z reguły się pogarsza, bo koń odbiera to jako walkę z nim, a napięte wodze pogłębiają poczucie klaustrofobii. Doskonałym sposobem na zmianę takiego stanu rzeczy są przystanki na popas. Zejście z konia na 10 minutową przerwę pozwoli mu się odprężyć i zakwalifikować obce do tej pory miejsce jako bardzo przyjazne. Stworzymy mu strefę bezpieczeństwa daleko od domu i z czasem przestanie się spieszyć z powrotem do stajni, gdyż również w terenie będzie się czuł bezpiecznie. W ten sposób zazwyczaj uda nam się dodatkowo wyeliminować dość często spotykany problem, jakim jest próba skubania przez konia wszelkiej napotkanej zielonej rzeczy – gałązek z liśćmi czy wyższej trawy.
Znając teren, po jakim się poruszamy, starajmy się tak zaplanować trasę wycieczki, żeby zatrzymywać się w różnych miejscach – szczególnie takich, które do tej pory wywoływały niepokój naszego wierzchowca. Florek bał się z początku sągów drzewa stojących przy drogach w lesie. Podjeżdżałam więc do nich, pozwalałam mu dokładnie je obwąchać i poobgryzać z kory. Staliśmy przy nich tak długo, aż całkowicie się rozluźnił. Te krótkie przystanki spowodowały, że zaczął odbierać miejsca składowania pociętego drzewa jako coś bardzo przyjemnego i oczywiście przestał się ich bać.

Wspomniany już wcześniej problem zatrzymywania szkoła PNH rozwiązuje w zupełnie inny sposób niż klasyczna. Z pewnością każdy doświadczył takiej sytuacji, kiedy ma się kłopoty z utrzymaniem konia – tańczy w miejscu, napiera na wędzidło i każde najmniejsze popuszczenie wodzy powoduje natychmiastowe odpalenie do przodu. Ciągnięcie za obie wodze jest w takiej sytuacji całkowicie nieefektywne, gdyż koń może się o nie zaprzeć i zyskać tylko jeszcze więcej siły – oparcie na wędzidle wzmocni jego zad. Dwie wodze służą do wyrafinowanej komunikacji – do kontroli tylko jedna. Bardzo dobrze jest nauczyć konia, żeby zginał szyję na boki na delikatny sygnał jeźdźca. Zaczynamy oczywiście w stój, powoli zamykając palce na wodzy. Jeśli oddaje nam głowę lekko i bez oporu – przechodzimy do tego samego w ruchu – z początku w stępie. Koń może być niechętny temu ćwiczeniu, więc ważne jest, by nagradzać każdy pozytywny odruch z jego strony – jeśli z początku przesunie głowę w bok choćby o centymetr, należy natychmiast odpuścić wodze. Z czasem dojdziemy do tego, że bez problemu będzie dotykał nosem naszego kolana. Nie walczmy – jeśli napotkamy silny opór – odpuśćmy i zacznijmy od początku. Wielokrotnie powtarzane próby zgięcia i odpuszczanie przyniosą znacznie lepsze rezultaty, niż przyciąganie głowy na siłę, które zresztą może doprowadzić do przewrócenia konia.
Zgięcie po zatrzymaniu się konia należy utrzymać do momentu, aż koń się całkowicie rozluźni i odpręży. Należy doprowadzić do takiej sytuacji, kiedy podczas galopu będziemy w stanie w dowolnym momencie lekko zatrzymać konia przez zgięcie boczne. Z jednej strony ćwiczenia takie bardzo uelastycznią nam konia, z drugiej skończą się nasze kłopoty z zatrzymaniem. I jeszcze jedna uwaga – nie róbmy tego na wędzidle. Tak długo, jak uczymy konia nowej rzeczy, używajmy wyłącznie sznurkowego kantara. Pozwoli nam to oszczędzić jego pysk w razie nieporozumień. Kiedy koń będzie chętnie i płynnie oddawał nam głowę, gdy tylko zamkniemy palce na wodzy, wówczas możemy zacząć używać wędzidła.

Przechodzimy w ten sposób do odruchów pozytywnych u koni.Z odruchem pozytywnym mamy do czynienia wtedy, kiedy koń sam z siebie wspomaga nasze działania, ułatwiając nam ich wykonanie. Widząc jak wyciągamy dłoń, żeby zamknąć ją w połowie długości wodzy, skręci szyję, bo będzie wiedział, że tego od niego oczekujemy. Nie jest to wyprzedzanie naszych sygnałów, tylko wychodzenie im naprzeciw. Jednym z najczęściej spotykanych odruchów pozytywnych u koni jest podnoszenie nóg do czyszczenia. Koń, który widzi nas z kopystką w ręku, w momencie pochylenia i wyciągnięcia ręki po jego nogę, sam ją podnosi. Odruchy pozytywne są objawem chęci współpracy. Bardzo sympatycznego odruchu pozytywnego nabrał na przykład Florek podczas zakładania nauszników. Początkowo na ich widok zadzierał wysoko głowę i cofał się. W tej chwili wystarczy mu je tylko pokazać, a schyla głowę na dół, mówiąc: „proszę, załóż mi je”. Można wymienić wiele odruchów pozytywnych, jak choćby ustawianie się konia bokiem do jeźdźca przy wsiadaniu, opuszczanie głowy i chwytanie wędzidła przy zakładaniu ogłowia, wchodzenie konia pomiędzy oble przy zaprzęganiu i wiele, wiele innych. Każdy z nas z pewnością mógłby wymienić przynajmniej kilka takich przykładów.
Przeciwieństwem są odruchy negatywne – zachowanie dla nas niepożądane, czyli praktycznie każdy opór konia. Ich lista z całą pewnością jest znacznie dłuższa. Zaczynając od kłopotów ze złapaniem konia na padoku, wierceniem podczas wsiadania, deptaniem, wchodzeniem na człowieka, po otwieranie pyska podczas jazdy na wędzidle, wspinanie czy brykanie. Podobnie może się również objawiać tzw. zachowanie zastępcze, o ile jednak w pierwszym przypadku mamy do czynienia z objawem buntu, zachowanie zastępcze jest wynikiem frustracji konia i niezrozumienia zadania. Dobrym przykładem ilustrującym tę różnicę może być choćby wspinanie się konia. Jeśli koń wspina się, odmawiając wykonania dobrze znanego sobie zadania (np. skoku przez przeszkodę) albo wskutek mocnego działania wędzidła, to mamy do czynienia z buntem. Jeśli natomiast jest nauczony wspinania i przy nauce czegoś nowego zaczyna stawać dęba, jest to wynik jego emocji i frustracji. Granica między obydwoma typami zachowań jest trudno uchwytna, bo z punktu widzenia człowieka efekt jest taki sam.

Szkoła PNH uczy, w jaki sposób zastępować zachowania negatywne pozytywnymi. Napieranie na wędzidło staje się z czasem delikatnym dotykiem, do wsiadania niepotrzebna staje się pomoc drugiej osoby, konie przestają nas ciągnąć podczas prowadzenia w ręku i starają się dostosować swój krok do naszego.Realizowanie, punkt po punkcie, zadań z programu pozwala naszemu koniowi osiągnąć równowagę psychiczną i emocjonalną. Nasza asertywność powoduje, że koń koncentruje się na nas jako przywódcy, stopniowo nabierając pewności siebie. Na widok czegoś strasznego zwróci uwagę najpierw na nasze zachowanie – jeśli pozostaniemy rozluźnieni i spokojni –uspokoi się również. Koń krótki zacznie chętnie iść do przodu, koń długi będzie kontrolował swoje emocje, żeby być cały czas z nami. Stanie się chętnym do współpracy towarzyszem, koniem, którego wszyscy będą nam zazdrościć. Oprócz nieprzejmowania się niepowodzeniami, musimy jednak koniecznie nauczyć się przyznawać do własnych błędów, zamiast starać się je usprawiedliwiać. Tak długo jak będziemy odpowiadać „tak, ale...” nic nie uda nam się zmienić, a niestety, im większy bagaż końskich doświadczeń dźwigamy ze sobą, tym jest to trudniejsze. Jeśli na każde negatywne zachowanie konia lub własne nieprawidłowe działanie będziemy mieli wytłumaczenie, możemy zapomnieć o osiągnięciu prawdziwego partnerstwa z koniem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xXxDaWiD&MiLaDyxXx




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rudnik Wielki

PostWysłany: Pon 17:16, 03 Mar 2008    Temat postu:

Kasia... Ale dałaś lekturę ! Very Happy Smile Nie będzie mi sie nudziło. Smile Jak coś znajde to wrzuce Very Happy ;] Pozdrowienia !!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 23:10, 04 Mar 2008    Temat postu:

Mam tu coś dla was, myślę że jest na co popatrzeć...zwłaszcza że to nasze, Polskie- Filmiki zaliczenia bodajże poziomu drugiego przez Kasię na Gigancie

Zwróćcie uwagę na miękkość Giganta, jego natychmiastowe odpowiadanie na najniższe fazy i oczywiście spooooookój. Coraz więcej w naszym kraju zaawansowanych Parellistów...jest już co pooglądać...efekty konsekwentnej pracy i masy cierpliwości Very Happy

On line 1
[link widoczny dla zalogowanych]

On line 2
[link widoczny dla zalogowanych]

On line 3
[link widoczny dla zalogowanych]

Liberty
[link widoczny dla zalogowanych]

Siodłanie i przygotowanie do jazdy
[link widoczny dla zalogowanych]

Freestyle i Finezja
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kasia&Elvis dnia Wto 23:11, 04 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
xXxDaWiD&MiLaDyxXx




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Rudnik Wielki

PostWysłany: Śro 18:48, 05 Mar 2008    Temat postu:

Dzięki Kasia Smile Mam co oglądać Very Happy :]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kasia&Elvis




Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:39, 05 Mar 2008    Temat postu:

Film reklamowy Pata Parelliego

[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.koniczynka.strefa.pl Strona Główna -> pleplanie o wszystkim co związane z końmi Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin